Było słoneczne popołudnie. Razem z Miku wybrałem się na lody. On jak zwykle wziął truskawkowe a potem musiałem je po nim dokończyć. Kochałem go nie patrzyłem na to, że gra w zespole. Kochałem go za to kim jest. Lubiłem go pocieszać. Przytulać, całować uwielbiałem się z nim kochać. Kiedyś też grałem w zespole ale zawiesiliśmy swoją działalność. Chłopaki wyprowadzili się do Ameryki ale ja zostałem w rodzinnym kraju. Kochałem Japonię jej kulturę i ludzi którzy tu mieszkają. Tu poznałem Miku. Nie chciałbym go zostawić. Niestety musiałem. Moja matka, która przeprowadziła się z ojcem do Londynu bardzo mocno zachorowała miałem pieniądze żeby opłacić jej leczenie, ale ona ich nie chciała. Prosiła mnie żebym z nią zamieszkał. Chciała mieć swojego syna przy sobie. Wybrałem się z Miku na lody tylko po to żeby powiedzieć mu, że muszę wyjechać i nie wiem kiedy wrócę. Ciężko mi było kiedy opowiadał gdzie moglibyśmy się wybrać w jego urodziny. W końcu odważyłem się. Przyciągnąłem go do siebie przytuliłem Miku ubrudził mnie lodem ale nie byłem zły. Zacząłem cicho płakać wtedy spojrzał mi w oczy i zapytał co się stało.
- Miku.. moja matka jest ciężko chora muszę wyjechać do Londynu nie wiem na jak długo może nawet na zawsze..
W oczach młodszego pojawiły się łzy które potem spływały po jego policzkach. Nie płacz! nie możesz! Nie chciałem widzieć jego cierpienia. Zabrałem go w miejsce gdzie się pierwszy raz pocałowaliśmy. Była do górka z drzewem na środku. Tam zakopaliśmy szkatułkę. Wyciągnęliśmy ją i schowałem tam list pożegnalny do Miku.
- Jeśli nie wrócę po pięciu latach przyjdź tu i go przeczytaj.
Chłopak skinął lekko głową. Potem położyliśmy się na trawie i oglądaliśmy niebo wspominając wesołe i smutne dni. Miku płakał przez ten cały czas.
Tydzień później.
I oto dzień w którym musimy się rozstać. Chłopak pojechał ze mną na lotnisko. Czekał ze mną na samolot, który podleciał 30 minut po tym jak przyjechaliśmy. Kiedy wchodziłem do samolotu widziałem, że chłopak mocno płacze cicho powiedziałem " Sayonara" Przez chwilę patrzyłem na niego przez okienko samolotu aż ten wzniósł się w powietrze. Zacząłem płakać.
Kiedy wróciłem do domu płakałem mocno. Matsuya mnie opuścił. Mam nadzieje, że wróci szybko. Kiedy wieczorem włączyłem telewizor nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Samolot, którym leciał Matsuya rozbił się nikt nie przeżył! Widziałem tylko jak wyciągają go z pod jakiejś blachy. Cały był zalany krwią. Trzymał coś w ręku. Przez całą noc nie mogłem spać. Rano obudził mnie telefon. Jakiś obcy numer. Kiedy odebrałem usłyszałem głos jakiejś pani. Mówiła coś o Matsuyi. Pojechałem do szpitala i widziałem jak gdzieś go wywożą. Pokazali mi go. Był blady ale wyglądał jakby spał. Potem jakiś pan dał mi moje i Matsuyi zdjęcia i powiedział, że chłopak trzymał je w ręku. Pisało na nim " kocham cie Miku ! ". Nigdy nie odkopałem szkatułki czekałem aż mój kochany wróci. Cały czas miałem nadzieje, że to co się zdarzyło ty był tylko głupi sen. Lecz pochowałem go na górce pod drzewem i całe dnie siedziałem obok tabliczki z jego imieniem i nazwiskiem. Rozmawiałem z nim lecz nigdy nie dostawałem od niego odpowiedzi. Było mi smutno. Nic już nie będzie takie jak dawniej. SAYONARA MATSUYA-KUN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz